Społeczność modowa w Polsce
/ 21 lutego 2024

“Moda jest zbroją, która pozwala nam przetrwać codzienność”

Jak pandemia koronawirusa zrzuciła z nas koszule i ubrała w dres?

“Spodnie dresowe są oznaką porażki. Straciłeś kontrolę nad swoim życiem, więc kupiłeś spodnie dresowe.” – mawiał Karl Lagerfeld, jednak czasy się zmieniły. Kiedy na Instagramie pojawiło się zdjęcie Anny Wintour, naczelnej amerykańskiego Vogue’a ubranej w dres, świat mody zrozumiał, jak wielki to krok dla całej branży. Krok w stronę mniejszej liczby pokazów, rezygnacji z sezonowości kolekcji, skończenia z nadprodukcją, większej troski o planetę oraz zmiany trendów. Pandemia koronawirusa zmusiła nas do zamknięcia się w domu, wpłynęła na nasze zarobki, przez co mocno ucierpiał sektor odzieżowy, bowiem zrezygnowaliśmy z zakupów, które nie były pierwszej potrzeby. Praca zdalna, pozamykane restauracje i kluby, czy brak wielkich eventów, uświadomiły wszystkim zakupoholikom, że nie mają gdzie się stroić, a obcasy, eleganckie sukienki, garnitury i wyprasowane koszule mogą odwiesić z powrotem do szafy. Postawiliśmy na wygodę, zainwestowaliśmy w dresy, bluzy, kapcie, komfortowe ubrania i polskie firmy by wspierać lokalnych przedsiębiorców. Staliśmy się bardziej świadomi, zaczęliśmy cenić transparentność i zwracać większą uwagę na środowisko oraz proces produkcji. Jeżeli więc jeszcze raz przeczytacie w mediach słynny cytat Karla Lagerfelda, już wiecie jak bardzo się mylił. Może i nie mamy wpływu na to, kiedy pandemia się skończy, ale na pewno mamy już swoją ulubioną parę dresów, bez której nie wyobrażamy sobie życia. Bill Cunningham znany amerykański fotograf, o którym mówi się, że odkrył modę uliczną, jest autorem tytułowego cytatu, traktującego modę jako zbroję. Dziś jest nam potrzebna bardziej niż kiedykolwiek, jeżeli jednak walczyć z wirusem, to dlaczego nie robić tego w wygodnym stylu?

Przepraszam, gdzie jest przymierzalnia? O zachowaniach zakupowych rodaków słów kilka

W zeszłym roku na odzież i obuwie wydaliśmy o ponad 6 mld zł mniej niż w 2019 roku. Nic dziwnego, ponieważ jak wynika z raportu KPMG, z powodu pandemii sytuacja materialna ponad ⅓ Polaków się pogorszyła, a co za tym idzie wstrzymaliśmy się z wydatkami, które nie są niezbędne i zaczęliśmy więcej oszczędzać. Tych oszczędności szukaliśmy właśnie w zakupach odzieżowych, chociaż na tle innych europejskich krajów w tej sferze gospodarki wcale nie zostawiamy aż tak dużo pieniędzy. Statystycznie na nowe ubrania, czy buty wydajemy około 1300 zł rocznie, z czego najwięcej jesteśmy w stanie zapłacić za płaszcze, kurtki oraz obuwie. Covid-19 skłonił nas do częstszego sięgania po towary polskich marek produkujących w kraju, nie tylko z racji chęci wsparcia lokalnych producentów, ale i jakości rodzimych produktów, które będą przecież dłużej służyć. Oprócz mniejszych środków finansowych na zakupy, kolejnym problemem okazało się zamknięcie galerii handlowych, w których uwielbiamy robić zakupy, ponieważ mamy możliwość przymierzenia danego ubrania. Przymiarka stroju jest niezwykle ważna dla Polaków, co zostało zakorzenione w naszych głowach już w latach 90., kiedy spory problem stanowił późniejszy zwrot towaru. Mówi się, że nie zna życia ten, kto nie przymierzał zimą spodni na kartonie na bazarze, gdzie w roli parawanu występowała mama. Starsze pokolenie nie widząc ubrania na żywo, nie może przekonać się do zakupów online, mimo tego, że proces zwrotu produktów jest coraz prostszy dla kupującego. To jednak właśnie e-commerce utrzymał przy życiu sektor mody i w trakcie koronawirusa sporo rodaków przekonało się do niego po raz pierwszy. Skończyliśmy z impulsywnymi zakupami, które są zależne od naszego nastroju, a przed każdym kliknięciem “zapłać”, zastanawiamy się kilkukrotnie, czy rzeczy znajdujące się w koszyku są nam na pewno potrzebne. W sieci mamy nieograniczone możliwości wyszukiwania nowych marek, więcej czasu spędzamy nad wczytywaniem się w składy ubrań, czy szczegóły produkcji.

Nawet po otwarciu galerii handlowych w reżimie sanitarnym nie tak dużo klientów powróciło do sklepów. Jednym z powodów może być strach o zdrowie swoje i bliskich, ponieważ mimo ograniczenia ilości osób na terenie danego lokalu, przed sklepami w galeriach tworzą się ogromne kolejki, a w dużych skupiskach znacznie łatwiej o rozprzestrzenianie się wirusa. Postawiliśmy także na rzeczy z drugiej ręki, coraz chętniej korzystamy z aplikacji Vinted, a według platformy Lyst tylko we wrześniu wyszukiwanie hasła “second-hand” wzrosło o aż 104 procent. Czasy hiperkonsumpcjonizmu się kończą, dziś chcemy dawać rzeczom drugie życie, coraz chętniej buszujemy w lumpeksach, kupujemy mniej i rozważniej.

Fot. molesandfreckles.com

Trend na wygodę. Przeglądamy covidowe garderoby Polaków

Pandemia koronawirusa dała się nam wszystkim we znaki. Ciągłe przesiadywanie na kanapie, praca zdalna, czy ćwiczenia w domu, wymagają wygodnego ubrania. Przecież nikt nie będzie biegał po domu w balowej sukni, czy garniturze. Kiedy już więc znudziła nam się moda na sukienki z poduszek, czyli tzw. #PillowChallenge, serca Polaków podbiły spodnie dresowe, idealne na spotkania na Zoomie, obrony prac licencjackich, czy magisterskich online oraz zdalne lekcje, ponieważ na kamerce pokazujemy tylko górną część ubioru. W zeszłym roku na Allegro pandemicznym hitem oprócz dresów były klapki, kapcie, szlafroki, a także bluzy i legginsy. Podobnie trend wyglądał na innej platformie zakupowej Zalando. Tu równie często do koszyka dodawaliśmy skarpetki, najchętniej te kolorowe i wzorzyste. Oprócz najbardziej znanych tego typu Happy Socks, na naszym rynku świetnie prosperuje rodzima firma – KABAK, która oprócz ogromnego skarpetkowego asortymentu, w trakcie pandemii do swojej oferty dodała również bawełniane koce.

Zamknięci w domu mieliśmy i właściwie wciąż mamy dużo wolnego czasu na przejrzenie własnych szaf. Możemy pozbyć się niepotrzebnych rzeczy, których już nie nosimy i tylko zajmują nam miejsce poprzez sprzedaż ich dalej za pomocą chociażby wspomnianego już wcześniej Vinted. Do gry o ubrania drugiego obiegu ostatnio weszło Zalando, któremu od października zeszłego roku możemy sprzedawać swoje rzeczy będące wciąż w dobrym stanie i wymieniać je na vouchery w serwisie. Dzięki temu każdy z nas może być posiadaczem coraz bardziej świadomej garderoby. To skłoni nas do kupowania bardziej uniwersalnych ubrań, a takie właśnie tworzy wiele polskich marek, które nie podążają za sezonowością i trendami aż tak jak sieciówki. Marka HERSEASONS ma w sprzedaży stałą kolekcję, którą stanowią sukienki o konstrukcjach pozwalających na ich przeobrażanie, a wykonane są z najwyższej jakości jedwabiu. MOYE to firma łącząca ponadczasowość z subtelną kobiecością, przez co zaciera granice między bielizną, homewearem, a ubraniem wyjściowym. Elementy to ubrania funkcjonalne i proste, które sprawdzą się zarówno na co dzień, jak i na szczególne okazje. Moles&freckles chce ubierać swoich klientów tak by czuli się dobrze w codziennym użytkowaniu ich produktów, bez zbędnego przestrojenia, natomiast TRIPLÉS stawia na kolorystykę oraz fasony, które nigdy nie wychodzą z mody, by ich projekty mogły służyć latami.

Fot. moyestore.com

Moda wieczorowa i weselna odeszła chwilowo do lamusa. O tym, że szykowne stroje ustępują wygodnemu stylowi casual, zrobiło się ostatnio głośno za sprawą gali rozdania Złotych Globów, kiedy to Jason Sudeikis odebrał wirtualnie swoją nagrodę w bluzie. Sporo firm, które wcześniej w swoim asortymencie nie miało bluz, czy dresów, musiało szybko zareagować, by utrzymać swoje biznesy i pracowników. Tak między innymi postąpiło Veclaim Jessici Mercedes, które obok eleganckich sukienek i drogich bluzek, zaczęło sprzedawać t-shirty i komplety dresowe, które dziś wyprzedają się w ekspresowym tempie (mimo afery metkowej). Wiele marek modowych zdecydowało się również na wyprodukowanie własnych maseczek, ale nie zwykłych chirurgicznych, tylko tych stylowych, bawełnianych, z różnymi printami i koniecznie logo marki, by dumnie promować ją na ulicy. Maski stały się także nieodłącznym elementem stylizacji na fashion weekach. Można pójść także o krok dalej i wymyślić rozwiązania modowe, które będą zmuszały ludzi do przestrzegania reżimu sanitarnego. Tak właśnie zrobił rumuński szewc, który stworzył specjalne buty zmuszające ich użytkowników do zachowywania dystansu społecznego. Kiedy dwie osoby założą na nogi takie buty, których rozmiar odpowiada europejskiemu 75, między nimi będzie zachowane 1,5 metra odległości.

Firmy odzieżowe muszą dostosować się do panujących warunków i zrobić wszystko by przetrwać, bo sytuacja wielu nie jest najlepsza. Według Związku Pracodawców Przemysłu Odzieżowego i Tekstylnego tylko po pierwszym lockdownie w magazynach zostało około 80 procent wiosennych kolekcji.

Fot. unsplash

Koniec z nadprodukcją, pora na eko modę w duchu slow

Początek wiosny to moment, w którym ubrania w sieciówkach zazwyczaj sprzedają się najlepiej. Konsumenci wymieniają swoją garderobę zgodnie z obowiązującymi trendami na kolejny sezon, a po okresie zimy pragną nowych, kolorowych i świeżych ubrań. W zeszłym roku na przeszkodzie tym masowym zakupom stanął koronawirus, a rekordowo niskie wyniki sprzedaży doprowadziły wiele firm do upadłości, czy sporych problemów finansowych. Bankructwo z powodu Covid-19 ogłosiła między innymi Arcadia Group, właściciel takich marek jak: Topshop, Topman, Dorothy Perkins, Wallis, Miss Selfridge, Evans, Burton i Outfit. Z powodu koronawirusa zamknęłą się również popularna amerykańska marka Sies Marjan, a na naszym rodzimym podwórku działalność zakończyło np. Bohoboco.

Nie tylko niskie przychody, ale i problemy z produkcją i transportem towaru spędzały sen z powiek właścicielom firm odzieżowych. Wiele sieciówek szycie swoich produktów zleca przecież krajom azjatyckim, m.in. Chinom, Bangladeszowi, czy Indiom, a tych regionów pandemia także nie ominęła. Zamknięte fabryki, zalegające kolekcje w magazynach i kolejne projekty w kolejce do uszycia, to tylko niektóre z problemów łańcucha dostaw. Polskie marki produkujące w kraju miały natomiast niemały kłopot z dostępem do materiałów. Wiele firm sprowadza je z zagranicy, a z powodu pandemii, były spore opóźnienia w ich dotarciu. Rodzime biznesy mają jednak spore szanse na przetrwanie. Nie tylko dlatego, że nie produkują ponad stan, a ich kolekcje są tworzone na małą skalę w lokalnych szwalniach, ale także dlatego, że ich towary są wytwarzane w sposób odpowiedzialny z niezwykłą dbałością o środowisko, a dzięki wykorzystywaniu naturalnych surowców minimalizują ślad pozostawiony na Ziemi.

Dziś rynek modowy chcąc nie chcąc zwalnia i bardzo się zmienia, co powinno cieszyć każdego, komu na sercu leży los naszej planety. Z powodu koronawirusa w zeszłym roku odbyło się znacznie mniej pokazów, wielkie domy mody zaczęły rezygnować z tak dużej liczby kolekcji jak do tej pory, a masowa produkcja została zamrożona. Marki fast fashion stanęły przed ogromnym wyzwaniem, ponieważ muszą przejść sporą metamorfozę, by wciąż mogły gościć w sercach swoich klientów. Więcej nie oznacza już lepiej, a ponad ilością zaczynamy stawiać jakość. Moda eko przejmuje stery całej branży i trzeba zacząć w tym kierunku działać, co zrobiło np. Reserved, które wprowadziło do kolekcji dresy ekologiczne wykonane z przetworzonych butelek PET i bawełny organicznej.

Jeszcze w tym roku czekają nas na pewno ogromne wyprzedaże, bowiem firmy muszą pozbyć się zalegających produktów, jednak możemy patrzeć w przyszłość z pewnym optymizmem. Koronawirus wyrządził w świecie wiele złego, ale w pewnym sensie może mieć pozytywne skutki dla całego sektora odzieżowego i obuwniczego.